Od zawsze byłem znany jako „człowiek bez planu na przyszłość”. Każde pytanie na temat tego, co będę robić po studiach kwitowałem krótkim „nie wiem”. Nie sądziłem jednak, że rozwinę ogromną działalność bazującą głównie na uszczelkach przemysłowych. Opowiem więc, w jaki sposób zostałem magnatem neoprenu i księciem rynku uszczelek.
Rynek, w którym brakuje neoprenu
Jakoś przez przypadek wpadły mi w ręce badania rynkowe dotyczące neoprenu – zdziwiło mnie, że zapotrzebowanie jest dużo wyższe niż podaż tego towaru. Sam neopren znałem z lekcji chemii. Jest to syntetyczny kauczuk, który w przeciwieństwie do swojego organicznego kuzyna jest dużo odporniejszy na warunki pogodowe, oleje, rozpuszczalniki i smary. Dlatego uznałem, że wypada jest pomyśleć nad produkcją czegoś z neoprenu. Rozejrzałem się po stronach sprzedających maszyny z upadłych fabryk i udało mi się położyć ręce na modelu odpowiednim do wykonywania uszczelek z neoprenu. Na początku pracowałem „w podziemiu” – swoje towary oferowałem głównie miejscowym hurtowniom i sklepom dla specjalistów w temacie mechaniki, lecz w końcu poszedłem za radą moich przyjaciół i otworzyłem swoją stronę internetową. Biznes był mały, ale moje uszczelki neoprenowe zyskiwały na popularności. Głównie dlatego, że uszczelki te były wykonane z całą starannością i były świetne do przemysłu spożywczego i związanego z petrochemią. Musiałem nawet dokupić dodatkową maszynę i zatrudnić sobie pomocnika!
Po tej decyzji mój biznes zaczął przypominać kulę śnieżną – im dalej, tym większa. Musiałem dokupywać coraz to więcej neoprenu, by móc wykonywać coraz więcej uszczelek. Każdy kolejny klient oznaczał konieczność zatrudnienia nowego pracownika – jednak byłem gotowy na wszystkie przeciwności rzucane w moją stronę!